poniedziałek, 18 lipca 2011

Tajne przez poufne

Ufff, żyjemy :D Pierwszy dzień w pracy za nami. Ale od początku - jak tu w ogóle dotarliśmy?

W sobotę bladym świtem, w atmosferze zdenerwowania i podekscytowania, 4:53 wyruszyliśmy z Gawłowa (mojej pięknej wioski pod Bochnią :D) do Cluj. Tylko 650 km przed nami =D Ledwie udało się nam zapakować cały nasz dobytek, w czwórkę jakoś udało się upchnąć do samochodu i arrivederci Polsko :)
Cała droga minęła gładko, Paula jako główny i jedyny kierowca musiała sobie radzić przez 13 godzin za kierownicą - ale spisała się doskonale. Bogatsi w winiety słowackie, węgierskie i rumuńskie, biedniejsi o kilka euro, kilka tysięcy forintów i kilkadziesiąt lejów o 19 dotarliśmy do naszego Cluj. Marinela już na nas czekała, przekazała nam klucze i zostawiła brudnych i zmęczonych, z toną rzeczy do rozpakowania. Pierwsze wrażenie po zobaczeniu mieszkania: wow! Trzy pokoje, w tym jeden ogromny salon, dwie łazienki, kuchnia, pełne wyposażenie (no, może oprócz czajnika elektrycznego ale kto to pije herbatę? :P) i to tylko dla nas dwóch :D Taaaak, po 5 latach w akademikach przyszedł czas na własny pokój :P
Mieszkanie jest 15 min na nogach od centrum, na przeciwko bloku mamy Carrefour i wielki targ na którym można kupić chyba wszystko. Jak się okazało, nasza firma mieści się w biurowcu oddalonym od mieszkania 10 min, w stronę centrum - więc wreszcie nie trzeba będzie jeździć autobusami ani tramwajami :D
Po wpakowaniu naszego dorobku do mieszkania i prysznicu wybraliśmy się na spacer po mieście. Cluj-Napoca to sympatyczne, wielokulturowe, wielonarodowościowe i wielowyznaniowe miasto. W okolicach rynku są kościoły chyba wszystkich wyznań chrześcijańskich, w tym dwie bazyliki: katolicka i prawosławna.
Niedziela to szukanie Mszy Św, obiad, sjesta i spacer po mieście. Dotarliśmy na świetny punkt widokowy (niedługo jakieś zdjęcia wrzucę), gdzie spędziliśmy cały wieczór. Z ciekawostek: w Rumunii ciężko dostać (zarówno w sklepie jak i w knajpie) herbatę czarną, są same zielone, czerwone i owocowe. Kierowcy jeżdżą jak szaleni, w mieście jest masa dróg jednokierunkowych, nawet jeśli są trzypasmowe. Paula póki co jest przerażona ale wszyscy w nią wierzymy :D

A dzisiejszy dzień rozpoczął się wcześnie, przed 9 wybiegłyśmy do pracy (w pierwszy dzień postanowiłyśmy ubrać się elegancko wiec w szpilkach już myślałam że nie dojdę). Biurowiec całkiem przyjemny, przy wejściu spotkałyśmy naszą Marinelę z HR która się nami zaopiekowała. Nasze biuro to open-space dla 60 osób, pracownicy to w większości ludzie młodzi, jest kilkoro obcokrajowców. Poznałyśmy Michała, Polaka dzięki któremu tu jesteśmy. No i jest nas teraz 3 muszkieterów znad Wisły z firmie, nikt nam nie podskoczy :D

Kazano nam przeczytać dłuuuuugaśny regulamin, którego konkluzja brzmi: nic Wam nie wolno (słowa naszego managera) :P Wszystko jest tajne przez poufne (dlatego nie wiem czy mnie nie zamkną do więzienia po opublikowaniu tego posta) i nawet nie wiemy czy w mieszkaniu możemy ze sobą rozmawiać o pracy :D Do tego firma bardzo przeciwdziała molestowaniu seksualnemu więc też sie musimy pilnować,  żeby nie paść ofiarom oskarżenia :D Aaa i jakbyśmy złamały tajemnice to 20.000 euro kary :P Trudno, raz się żyje, podpisane.

Potem konfiguracja konta, poczty, messengera i ciężkie odkrycie że wszelkie prywatne poczty typu gmail są zablokowane :P Potem sesja fotograficzna do karty magnetycznej i na końcu dnia wisienka na torcie - rozmowa z managerem działu Data Analysis Departament gdzie będziemy pracować. Dział dopiero się tworzy, jest w niem 6 osób więc będziemy zaangażowane w niego od samego początku. Rozmowa była bardzo budująca, mamy nadzieję że te 3 m-ce będą intensywne i wiele się nauczymy. A nasza manager wydaje się być świetnym człowiekiem. Na jutro przewidziano nam szkolenie z VBA - zapowiada się ostro :D No nic, tyle na dziś - teraz odpoczynek i wielkie zakupy ;) Do jutra!

3 komentarze:

  1. Nie podoba mi się to z molestowaniem seksualnym, Lila! Buntuję się ;) Ja bym tam długo nie wytrzymała, bo przecież sexual harassment to podstawa pracy w biurze ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe tak źle Martuś na szczęście nie ma =) uśmiechamy się do siebie, to jest (chyba) jeszcze dozwolone :P

    OdpowiedzUsuń