poniedziałek, 12 września 2011

Zosiowe wesele

Trzeci weekend sierpnia minął nam w ojczyźnie, na Zosiowym weselu. Urlop a piątek i poniedziałek i z samego rana w drogę. Późnym wieczorem dotarliśmy do Polski, rodzinka, przyjaciele i polskie jedzonko :) Czego chcieć więcej! Sobota to wszelkie załatwienia, myjnie i takie tam – no i droga do Wadowic, do Zosi rodzinnego domu. Po 1,5 godzinie jesteśmy w Gorzeniu, na kempingu prowadzonym przez Zosi rodziców, witani przez Nicka. Rozbijamy namiot, witamy się z holenderskimi gośćmi, Zosi rodziną, wreszcie Zosią. Rozbijamy namiot i zjawiają się Miśki z uczelni. Heh, niedługo się zacznie zabawa ;) Ubieramy jeszcze samochód brata Zosi, którym Młodzi pojada do ślubu, przebieramy się i jest! Zosia wychodzi już gotowa, w pięknej, kremowej sukience, czerwonych szpilkach, w ręku trzymając bukiet czerwonych róż. Nick w garniturze!
Ślub był chyba najpiękniejszym, na jakim byłam. Nie dlatego, że w pięknym kościele, nie z orkiestrą, skrzypaczką, bez pięknych ozdób w świątyni – ale dlatego że był autentyczny i szczery. Nie był szopką, odprawianą żeby tradycji stało się za dość. Był tak prawdziwy i tak „Ich” jak tylko można sobie wyobrazić. Sami wybrali czytania, modlitwę wiernych, piosenki, wydrukowali pieśni na uwielbienie i całe „książeczki” z poszczególnymi częściami Mszy Św. po angielsku dla Holdenrów i obcokrajowców. I dlatego, że nie zabrakło spontaniczności, nawet w kosciele. Ola, siostra Zosi czytała czytanie – okazało się że nie ma tekstu po polsku. Ksiądz zapytał z ambony, czy ma ktoś Pismo Św. – znalazło się. Kazanie było po polsku i angielsku, modltiwę wiernych przeczytali Młodzi i rodzice Zosi. Siostrzenica Zosi nie chciała im oddać obrączek, potem obrączka nie chciała się zmieścić na palec – dużo śmiechu i radości w tym wszystkim. Po Komunii Św. piękne uwielbienie, po polsku, angielsku, holendersku. Na koniec kazanie pastora z kościoła, do którego chodzili z Nickiem w Krakowie. Wiele osób uroniło kilka łez, ale nie z czystego sentymentalizmu – ale z głębokiego wzruszenia tym, że można żyć Bogiem, że można tak jak Zosia i Nick być autentycznym we wszystkim, co się robi. Że nawet w kościele, a może nawet szczególnie tu, jest miejsc aby być do końca sobą, żadnych masek, żadnego udawania. No a przede wszystkim – głębokie wzruszenie na widok tego, że Jezus jest na prawdę na pierwszym miejscu w ich życiu.
Wesele – zabawa do rana, mało zabaw typowo weselnych (:D), dużo tańca :) DJ spisał się świetnie, wytańczyłam się na najbliższy miesiąc :P
Kilka zdjęć:






W niedziele nie dane nam było długo pospać, poszłyśmy w Wadowicach do kościoła a potem Bochnia i Gawłów. No i po południu mnóstwo gości, wow! Nie spodziewałam się aż tylu, świetnie :) Spotkałam się z całą rodzinką, z wieloma znajomymi, obiema moimi chrześniaczkami i innymi bobaskami moich znajomych.
Owocny weekend!

2 komentarze:

  1. Beautiful! Such gorgeous pictures and you all look so happy!!

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny opis - ja też byłam :-)
    Magda

    OdpowiedzUsuń